|
FORUM WTR Włocławskie Towarzystwo Rowerowe
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tommy
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek centrum
|
Wysłany: Pon 22:08, 19 Lip 2010 Temat postu: Śladami syna |
|
|
Mój syn, Karol pojechał po raz pierwszy na kolonie i to do odległego Zieleńca (dolnośląskie). Chcąc zrobić mu niespodziankę przygotowałem wyprawę rowerową z sakwami, mając na celu Jego odwiedzenie.
Zaczęło się niewinnie. Myślałem o samotnej wyprawie ale przy kolejnych spotkaniach i rozmowach okazało się, że chętnych do podążania za mną jest co najmniej dwóch. I tak oto dołączył: Mikołaj Ulatowski i Dariusz Jarzębowski.
Jako, że najważniejszą imprezą WTR'u dla obecnego sezonu jest start w Imagisie, chciałem dorównać Waszym umiejętnością i przejechać 1000km w czasie 5dni. Dla mnie byłby to wyczyn ale od początku.
Rowery do MTB wraz z sakwami i zapasem wody ważyły po około 30 kg. To na pewno razem z jeźdźcem powyżej 100kg.
Dnia: 14.07.2010
Spotykamy się wszyscy trzej o godzinie 6:30 na dworcu głównym PKP we Włocławku i też z tego miejsca odliczamy nasze kilometry. Kierunek oczywiście Zieleniec. Karolowi pochwaliłem się o moich planach i nie mógł się doczekać, kiedy to tata wraz z wujkami przyjedzie do niego w odwiedziny. Pierwszego dnia zaplanowaliśmy nocleg w Rybinie k. Międzyborza. Po drodze mijamy takie miasta jak Koło czy Kalisz. Raczej unikami dróg krajowych ale w niektórych sytuacjach jesteśmy na nie skazani.
dystans dnia: 217km
time: 8:53,00h
Vśr: 24,39
max speed: 46,35
przewyższenie: 957m
Dnia 15.07.2010
Wyjeżdżamy z Rybina o 4:20 - musieliśmy wcześnie wstać przed nami górki i góry. Mijamy Oławę, Strzelin, Ząbkowice Śląskie. Zaczynają się podjazdy między innymi znany wszystkim podjazd w miejscowości Bardo przed Kłodzkiem. Bardzo wymagający ale dajemy radę. W Kłodzku obiad i ruszamy do Zieleńca - podjazd 8km z różnicą wzniesień około 400m. W końcu na miejscu - uściskanie syna. Jego koledzy nie mogą się nadziwić, że tata przyjechał odwiedzić Go rowerem. On dumny a ja zadowolony. Dzieciaki bardzo chcieli się o powyższym pochwalić własnym rodzicom. Nie wątpliwie z lekką nutką zazdrości.
dystans: 207km
time: 10:00,0h
Vśr: 20,54
max speed: 69,75
przewyższenia: 1749m
Dnia: 16.07.2010
Pożegnanie z Karolem i kierunek Czechy. Przekraczamy granicę w Boboszewie. W Sumperku kolega Darek przeżywa pierwsze słabości i decyduję się o przerwaniu jazdy. Dalej jedzie pociągiem. My z Mikołajem jedziemy dalej. Chcemy zmierzyć się z górą Jesenik. I znowu daliśmy radę. Wdrapaliśmy się 300mnpm aż na 883mnpm. Dalej to już było z górki. Zaliczamy miejscowość Bruntal i Krnov a w Pietrowicach przekraczamy granicę i wjeżdżamy do Polski. Nocujemy w Głubczycach a nasz kolego Darek w Głucholazach, 26 km od nas.
dystans: 197km
time: 9:30,0h
Vśr: 20,69
max speed: 62,26
przewyższenia: 1724m
Warta jest do odnotowania najwyższa temperatura jaką odnotowaliśmy: 37stopni C
Dnia 17.07.2010
Darek wyjeżdża z Głuchołaz godzinę wcześniej niż ja z Mikołajem z Głubczyc. Wszyscy kierujemy się na Opole mając na celu tam się spotkać i znowu jechać razem.
Niestety, odparzenia czteroliterowe dały się we znaki. Upał sięgający do 44 stopni bardzo nas spowalniał. Darka nie dogoniliśmy a i szanse na zaplanowany nocleg zmalały do zera. W końcu decyzja: nie jedziemy do Sieradz, nocujemy w Wieluniu.
dystans: 166km
time: 7:15,0h
Vśr: 22,91
max speed: 55,71
przewyższenia 725
Dnia 18.07.2010
Ze względu na wczorajszy krótszy dystans dziś rachunek był prosty. Trzeba wstać o 3:00 i ruszać w drogę gdyż zostało do Włocławka około 240km. No i wstaliśmy a tu burza z piorunami i przesunęliśmy wyjazd na godzinę 5:30. Ta zmiana pogody nie wróżyła niczego dobrego. Porywisty wiatr od czoła, przelotne deszcze, odparzone czterylitery i uciekał cel 1000km w pięć dni. Na 100km podejmujemy bolesną decyzję. Jedziemy do Kutna na pociąg. Do Włocławka wracamy pociągiem:(
dystans: 153km
time: 7:00,0h
Vśr: 21,97
max speed: 38,39
przewyższenia 498.
Cała wyprawa dala nam dystans: 940km! w czasie 43h, przy sumie przewyższeń 5653m. Razem z pociągiem z Kutna też jest za mało do 1000km. Relacja Kutno - Włocławek to 55km:(
Dzięki za wsparcie na trasie dla Darka i Mikołaja.
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
rafał szalewski
Dołączył: 25 Maj 2009
Posty: 173
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Toruń_Bydgoskie
|
Wysłany: Pon 22:33, 19 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
podobno konduktorka na trasie Kutno-Włocławek miała wąsy
gratulacje za wytrwałość, hart ducha i mocne nogi
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Balcer
Dołączył: 17 Sie 2008
Posty: 24
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Pon 22:59, 19 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
GRATULUJE!!Musze powiedzieć,ze jestem pełen podziwu.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rebe
Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 2425
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Wto 18:42, 20 Lip 2010 Temat postu: |
|
|
Piękna sprawa , nic tylko przyklasnąc . Szkoda tylko jednego - w Jesenikach jest piękny wjazd na Pradziada (1450m npm.) Oczywiście , że z bagażami i przy napiętym dośc harmonogramie wyprawy taki skok był mało realny. Znam teren i wasze przebiegi dzienne robią wrażenie.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tommy
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek centrum
|
Wysłany: Pią 13:21, 17 Lut 2012 Temat postu: |
|
|
Ciężko było się zebrać do opisanie przebytej kolejnej wyprawy, jednak nadszedł ten dzień i oto:
Karol tym razem w sposób delikatny miał wskazane miejsce następnych kolonii. Miejsce które będzie mogło być celem mojej nowej wyprawy. I tak zdecydowaliśmy się na Ustrzyki Dolne. Mój plan był jeszcze bardziej ambitny - Lwów! Ale od początku.
Do starej ekipy: Darek, Mikołaj i ja dołączył po wielkich namowach Sławomir Serdyński. W ten oto sposób z roku na rok, grono osób zarażonych sakwami się powiększa. Oby tak dalej.
dzień: 17 lipca 2011
Spotykamy się wszyscy w okolicach sądu i stąd wyruszamy około godziny 4:20. Nie pada i jest ciepło. W ciągu całej trasy najwyższa odnotowana temperatura 31,1 stopnia C. Sławek pełen werwy nie zamierzał odpuścić prowadzenia grupy, szybko jednak się zreflektował i dał szansę wszystkim. Pierwszy postój Łowicz na 101 km. Śniadanie, krótki relaks, smarowanie Sudocremem i żelem. Kolejny przystanek w Rawie Mazowieckiem, widać powoli oznaki kryzysu, poimy się magnezem z puszki i zajadami czekoladę. Nabraliśmy sił i ochoty na dalsze zdobywanie kilometrów, to dopiero 60% przejechanej trasy. W Odrzywole planowaliśmy obiad, jedyne czym się uraczyliśmy to zapiekanką. To był jakiś 190 km. Zaczęły się pierwsze odpażenia (Sudocrem jest boski), bóle w krzyżu i nie wiadomo dlaczego bóle pośladów
Ostatnie 40km to interwały, gratuluje dla organizatora trasy!
W końcu kwatera - schronisko w Szydłowcu, cena 15,20zł.
dystans: 255km
czas: 11,35h
Vśr: 22,02
max speed: 42,64
Trip: 1072m
dzień 20 lipca 2011
Planowany wyjazd z Szydłowca - cel Czarnorzeki.
Niestety - tego czego się cały czas obawialiśmy, deszcz, burza, przeciągamy wyjazd, ruszamy w deszczu około godziny 5:15. Kierujemy się na początku krajową droga do Skarżyska - Kamiennej. Droga pełna niemiłych niespodzianek. Ulewa, fontanny, fala zakrywająca mnie spod kół ciężarówki wraz ze szczątkami kociej sierści:( Nie mogło być innej decyzji - wsiadamy w pociąg. O 8: 50 ruszamy do Krakowa po wcześniejszym się wysuszeniu w dworcowej toalecie. WTR przeprasza, że zajął i męską i damską toaletę. O 11:45 dalej pociągiem w słonecznej aurze jedziemy do Dębicy. W Dębicy byliśmy około godziny 13:20. Stąd mieliśmy już tylko (....) 70km. Jakich 70 km nie byliśmy do końca pewni. A to dlatego ze ruszyliśmy skrótem. Przez pierwsze 2,5 godziny przejechaliśmy tylko 25km. To było męczące - dobrze, że byliśmy ciągle mocni. Cały odcinek od Debicy wyniósł nas łącznie 69 km ale czuliśmy się jakbyśmy przejechali kolejne 200km. Strata: jedna przebita dętka, ale na zmianę zdecydowałem się dopiero będąc na miejscu, musiało wystarczyć dopompowywanie i wystarczyło
Nocleg w Agroturystyce: 25zł
dystans: 84km
czas: 5,13h
Vśr: 16,05
Max speed: 58,35
Trip: 1177
dzień 21 lipca 2011
Kolejny cel to już Ustrzyki Dolne. Mieliśmy wstać o 6:00 ale przecież "budzikom śmierć" i wstaliśmy o 7:00. Wyjazd już planowy czyli po godzinie od przebudzenia. W Korczynie odwiedziliśmy stację benzynową: trzeba było umyć rowery i dopompować koła. Po drodze, a każdy ten teren zna, podjazd gonił podjazd: Rymanów, Sanok, Lesko w końcu Ustrzyki. O 15:30 dojechaliśmy do Ustrzyk, spotkaliśmy się z Karolem a pani opiekunka zaproponowała nam obiad z kawą. Ale wypas!. Później browar i poszukiwanie zarezerwowanego miejsca noclegowego. Agroturystyka ul. Bieszczadzka, gdzieś hen, hen pod górę! cena 30zł.
dystans: 103km
czas: 5,11h
Vśr: 19,87
Max speed: 61,49
Trip: 1045
dzień 22 lipca 2011
Mieliśmy w planach rowerami pojechać do Lwowa. Przy zbieraniu informacji i dokładnej analizie trasy okazało się, że na teren Ukrainy rowerami nie zostaniemy wpuszczeni. Chcąc przekraczać granice w Krościenku musieliśmy się zdecydować na zmianę planów. Do Lwowa autokarem. Zarezerwowaliśmy trzy bilety - Mikołaj nie zdążył z wyrobieniem paszportu. Biuro Stefan-Tours jest w temacie wycieczek do Lwowa dobrze zorganizowanym. W cenie 95zł + 20zł obiad mieliśmy atrakcje na cały dzień.
Zwiedziliśmy cmentarz Łuczakowski, Orląt Lwowskich, bazyliki, Katedry, Kaplice, Rynek i wiele innych. Zrobiliśmy małe zakupy dla rodzinki 1hrywna - 0,28zł.
dzień 23 lipca 2011
Cel Zamość, bardzo chciałem być jeszcze za dnia na malowniczym rynku w Zamościu. No i się udało....
Wyjechaliśmy z Ustrzyk około godziny 4:20 w temperaturze 11stopniC. Było bardzo zimno i stąd nasze wolne tempo jazdy. Zaczęło się a jakby inaczej od interwałów. Dużo górek ale były tez i zjazdy, ten z Kuźmina był najdłuższy. Pierwszy postój na śniadanie mieliśmy w miejscowości Bircza. Obiad w Oleszycach na 120 km - pizza za 10zł - a co! Tanie i dobre a jakie energetyczne:) Jeszcze tylko krótka przerwa w Tomaszowie Lubelskim i pozostała tylko długa prosta do Zamościa. Temp około 30stopniC, właśnie w tych okolicach było najcieplej w Polsce. Prosta interwalów i w końcu Zamość. Rynek zdobyty, marzenie zrealizowane. Piękne miejsce, tylko wracać. Trafiliśmy zna festiwal folklorystyczny. Ale było super. Nawet w takim towarzystwie byliśmy podziwiani a zaczepki ze strony przechodniów (te pozytywne) nie miały końca. Nocleg w schronisku dla młodzieży na ul. Zamoyskiego 4, cena 15zł.
dystans: 230km
czas: 10,46h
Vśr: 21,36
Max speed: 70,92
Trip: 1741
dzień 24 lipca 2011
Cel: dworzec PKP Lublin. Wyjazd o 4:50, w nocy padało, mokro na drogach, temp na starcie 14,4stopniC. Planowaliśmy całą trasę zrobić w około 5 godzin. Żeby spokojnie zdążyć na pociąg. Dobrze się jechało, w dobrym tempie dojechaliśmy na miejsce przed czasem około 9:20. I znowu się zachmurzyło. Dobrze że przyjechaliśmy przed czasem i byliśmy z rowerzystów pierwsi. Z nami do pociągu miało wejść z 20 rowerów. Ci inni jechali z Lublina do Warszawy. Gdy pociąg podjechał okazaliśmy się sprytniejsi i to my zabukowaliśmy idealne miejsca dla naszych rowerów no i oczywiście dla nas. W godzinach wieczornych byliśmy już we Włocławku. Mikołaj tym samym pociągiem jechał dalej do Torunia.
Wszyscy cali i zdrowi z nowymi pomysłami na kolejne wyprawy.
dystans: 93km
czas: 4,28h
Vśr: 20,09
Max speed: 46,68
Trip: 562
I to by było na tyle. Trochę pogoda nam pokrzyżowała plany, ale i tak pełne zadowolenie na naszych twarzach. Jeszcze większe po ujrzeniu stęsknionej rodzinki.
Przy planowanie kolejnej tak wielkiej imprezy rowerowej muszę zainwestować w lepszy strój przeciwdeszczowy. Kurtka, spodnie i buty. To pewnie będzie jednak zbyt duży wydatek.
dziękuję za realizację marzeń: Mikołajowi, Darkowi i Sławkowi no i mojej żonce, za zgodę oczywiście.
pozdrawiam i do kolejnej wyprawy - tym razem raczej wybierzemy inną cześć Polski
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tommy
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek centrum
|
Wysłany: Pon 22:45, 30 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Pomysł na nową wyprawę narodził się jak tylko skończyła się poprzednia. Był plan, wstępnie oszacowaliśmy termin, ustaliliśmy skład ekipy. Musimy się do niej inaczej przygotować. Przede wszystkim chodziło o poszukanie dobrej jakości ubrań przeciwdeszczowych. Takich, po których nie musielibyśmy później godzinami się suszyć czy szukać zastępczego środka lokomocji. Po wielu miesiącach weryfikacji poszczególnego sprzętu wybór padł na MILO.
Dzień 15 lipca 2012
Zaklinanie pogody i pakowanie. Znamy wstępnie jak będzie wyglądał rozkład temperatur podczas naszej wyprawy oraz wielkości opadów na poszczególne dni. Oj będzie bolało. Z czteroosobowego składu z zeszłego roku odpada nam Mikołaj. Zadecydowały względy natury służbowej. A jednak niektórzy są niezastąpieni w pracy. Darek, Sławek i ja to chętni do pozdrawiania swoich rodzin i znajomych z trasy Włocławek – Wilno – Władysławowo – Włocławek. Moje sakwy ważą: 20,100kg, rower: 14,6kg a ja 73,3kg co daje nam wynik 108kg.
Dzień: 16 lipca 2012
Pobudka 3:50. Na dziś planujemy dojechać do Ostrołęki gdzie zaplanowaliśmy pierwszy nocleg. O dziwo nikt się nie spóźnił i już 5:00 mogliśmy cieszyć się z wspólnej jazdy ulicami Włocławka. Temperatura w okolicach 13 stopni C a na wschodzie próbuje przebijać się kilka promieni słońca. Śniadanie jemy w Drabinie gdzie zawitaliśmy już o godzinie 8:00. Wiatr w plecy nie wymusza na nas ciężkiej pracy jednak da się odczuć jego ziąb. Temperatura w ciągu dnia nie większa od 22stopniC. W Przasnyszu decydujemy się na obiad, cały czas mamy dobrą średnią prędkość stąd decyzja o dłuższym postoju. Relaks plus ładowanie komórki. Używam w telefonie swojej nowej aplikacji Navime GPS. Dzięki niej mam pogląd na kilka dodatkowych informacji z drogi. Np.: profil trasy wraz z wyznaczoną trasą przejazdu. Super sprawa, zwłaszcza, że można taką przejechaną trasę przesłać do serwera głównego i podzielić się nią z innymi pozytywnie nakręconymi podróżnikami szos. Ostrołękę zdobywamy dużo przed czasem. O 17:00 jesteśmy pod wynajętym domkiem. Cena 35zł.
Dziś o godzinie 23:52 Karol wyjeżdża na kolonie do Władysławowa.
Dystans: 209km
Czas: 8:12h
Vśr: 25,43
Max Speed: 55,7
Trip: 805
Spalone kalorie: 6818
Dzień: 17 lipca 2012
Pobudka 3:45. W nocy padało, ciężko się spało. Wyjazd o 5:00 – na drogach już sucho. Pierwszy postój w Łomży. Krótkie śniadanie i dalej przez Jedwabne. Słońce grzeje ale temperatura odczuwalna niższa od oczekiwanej, około 16stopniC. Drugi dzień jedziemy na długi rękaw. W Jedwabnem mamy krótką przerwę. Podjadamy i zwiedzamy. Decydujemy się obrać kierunek na Grajewo krajową 65 a następnie 61 na Augustów. To się nazywa dopiero „bezpieczna ścieżka rowerowa”. TIR za TIR’em, droga wąska i bez pobocza. Ale nie mieliśmy wyboru. W Augustowie obiad. Znowu pizza ale cena z kosmosu, nie polecamy. Krótko przed naszym odjazdem w kierunku Poćkun zaczyna padać. Już drugiego dnia będziemy w sposób ekstremalny testować nasze nowe stroje MILO. Zakładamy kurtkę ALBO i spodnie SIRO i w ulwie wyruszamy. Mieliśmy do przejechania 52km. Cały ten dystans przejechaliśmy w deszczu – jedyne co było mokre to buty. Pomimo ochraniaczy na buty, gazeta w butach stała się niezbędnikiem. Agroturystyka w Poćkunach zdobyta po 3 godzinach jazdy. Cena 30zł za dobę, zostaniemy tu na trzy noce.
Dystans: 203km
Czas: 8:33h
Vśr: 23,67
Max Speer: 49,37
Trip: 985
Kalorie: 6195
Dzień: 18 lipca 2012
Dzień wolnej jazdy, bez szczególnego celu ale wstępnie był zaplanowany Aquapark w Druskiennikach. Nic z tego, decydujemy się na jazdę wokół komina. Wstaliśmy o 6:00 i o 7:00 wyjechaliśmy na granicę z Litwą. Przyjeżdżamy przez granicę w Ogrodnikach. Wymieniamy złotówki na lity. 1lit = 1,25zł. Po kilku zdjęciach na granicy jedziemy do pierwszej większej miejscowości na Litwie Łazdijaj (Łoździeje). Nic szczególnego, nawet nie ma gdzie zjeść śniadania. Głównie domki jednorodzinne bez tynku z białej cegły pokryte eternitem. Dom o wyższym standardzie – domek nad własnym jeziorem, otynkowany i z dachówką. Wracamy do Poćkun. Odwiedzamy jeszcze na granicy market, w końcu jest gdzie wydać pierwsze lity. Jest ciepło 18stopniC i zaczyna padać. Suwalszczyzna składa się tylko z trzech powiatów: powiat augustowski, sejnowski i suwalski. Dziś będziemy odwiedzać ten drugi. Ubrani w MILO wyjeżdżamy z naszego tymczasowego domku i jedziemy do Sejn. W końcu mogę skorzystać z usługi fryzjera. 10 zł tyle co u nas we Włocławku. Obiad, nie muszę wspominać, że znowu pizza. To chyba oczywiste. Na chwilę przestaje padać. Zwiedzamy katedrę podominikańską. A gdy mamy już opuszczać Sejny, znowu zaczyna lać. Dziękujemy za szczodrość nas podlewania. Wracamy do Poćkun i MILO znowu rządzi. A wieczorem sauna. Ta to dopiero potrafi odebrać siły.
Dystans: 48km
Czas: 2:38h
Vśr: 17,97
Max Speed: 42,64
Trip: 356
Dzień: 19 lipca 2012
Wyjazd autokarowy do Wilna. Suwalszczyzna z Suwałk.
Litwa to 3 mln naród gdzie druga religią jest koszykówka. O zaludnieniu dwukrotnie mniejszym niż Polska. Jedziemy do stolicy, którą zamieszkuje 500tysięcy mieszkańców.
Zwiedzamy, cmentarz Rosa, tu spoczywa matka Piłsudskiego i Jego serce. Ostrą bramę oraz Matkę Boską która zostaje opisana w poemacie mickiewiczowskim. Jesteśmy w kościele św. Piotra i Pawła, skąd przywożę pamiątki dla dzieci i żonki. Jedziemy na zamek w Trokach. Wejście 14 litów osoba dorosła. Warto! Aha, zapomniałem powiedzieć, że znowu pada. Po zwiedzaniu idziemy na obiad. Zajadamy się Kibinami. Tyż dobre. Jeszcze zakupy w sklepie Maxima. Decyzja pada na zielony 999, czyli nalewka z 27 ziół. O 20:15 jesteśmy w Poćkunach. Super – było warto.
Dzień: 20 lipca 2012
Pobudka o standardowej porze i wyjazd podobnie. Temp: 12stopniC oraz zimny przeciwny wiatr. Jak to już zdążyliśmy przywyknąć ale nadal nad tym ubolewamy – znowu pada. I MILO rządzi. Przejeżdżamy przez trzeci powiat Suwalszczyzny – suwalski. Tym samym będziemy próbowali dojechać jak najdalej w kierunku Polskiego wybrzeża. Nocka w Lidzbarku Warmińskim. Jednak wiatr i ciągły deszcz szybko weryfikuje nasze plany. Władysławowo nie dla nas. Zresztą ciągłe podjazdy i zjazdy (interwały pierwsza klasa), odbierają ochotę na dobry wynik. O 15:00 wyjeżdżamy z Giżycka i miło by było gdybyśmy chociaż dojechali do Reszla. Zbliża się godzina 19:00, robimy zdjęcia w św. Lipce. Od teraz szukamy noclegu. W końcu jesteśmy w Reszlu, tu pod zamkiem (warto go zwiedzić) uzyskujemy niezbędnych informacji o schronisku. Tu nocujemy. Cena 20zł. Wiemy, że do Władysławowa nie damy rady dojechać. Ale polskiego morza nie odpuścimy. Jutro jedziemy do Fromborka.
Dystans: 184km
Czas: 9:12h
Czas pauzy: 4:05h
Vśr: 19,92
Max Speer: 41,29
Trip: 1113
Kalorie: 4159
Dzień: 21 lipca 2012
Dziś wstajemy o godzinę później. Nie ma co się zrywać. Temperatura: 13stopniC – nie rozpieszcza. Lato, że hoho! Wyjeżdżamy około 6:00. Kierunek Frombork. Przejeżdżamy przez Bisztynek. Miejscowość którą nawiedziło gradobicie. Smutna sprawa, co trzeci dom bez szczelnego dachu. A tu znowu pada. W Lidzbarku Warmiński jemy śniadanie – Lidl zaoferował nam bułki z parówkami. I jak tu nie mieć sił. Jedziemy dalej. Nie pada. Nawet świeci słońce. Tyle, że ono nam oferuje jedynie 17stopniC. O 13:30 jesteśmy we Fromborku, na obiad placki ziemniaczane. Stąd żeglugą gdańską o 15:15 przepływamy do Krynicy Morskiej. Cena za osobę dorosłą wraz z rowerem 45zł. Drogo ale nie ma alternatywy. O 16:35 jesteśmy na mierzei wiślanej. Tu krótki postój z herbatką w tle i dalej do Stegny. Był pomysł aby w Stegnie mieć nocleg ale gdy się okazało, że z Gdańska do Włocławka mamy pociąg o 00:17 zadecydowaliśmy, że pomijamy dzisiejszy nocleg. Spać będziemy trochę na zmianę w pociągu. Na plaży w Stegnie robimy zdjęcia. W końcu piękny zachód słońca bez deszczu. W Gdańsku jesteśmy o 22:30 mamy czas na zwiedzanie dworca. Na dodatek jak się okazało, że na nasz pociąg nie ma już miejscówek na rower a pozostałe pociągi mają opóźnienia o nieznanej wielkości, zwiedzanie nabierało dużego sensu. A jednak nie jest tak strasznie z tymi naszymi pociągami. Już po prawie godzinie i czterdziestu pięciu minutach opóźnienia przyjechał nasz pociąg. Wsiadamy, u konduktora kupujemy bilety i jedziemy do domu. Przed 6:00 byliśmy na dworcu we Włocławku. Nasza eskapada rowerowa dobiegła końca. Pamiątkowe zdjęcie i rozjechaliśmy się do naszych rodzin.
Podczas wyprawy zebrałem 37 zakrętek typu PET. Segregacja OKEY.
Dystans: 189km
Czas: 9:59h
Vśr: 18,96
Max Speed: 44,43
Trip: 998
Dziękuję za wspólnie spędzonych 7 dni i 833km – do zobaczenia za rok.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
łukasz
Dołączył: 18 Cze 2007
Posty: 1080
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3
|
Wysłany: Pon 22:58, 30 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Tomek wyprawa fajna , a może jakaś fotorelacja?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Rebe
Dołączył: 20 Mar 2006
Posty: 2425
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Wto 6:25, 31 Lip 2012 Temat postu: |
|
|
Brawo chłopaki , czytałem zainteresowany . A jakie wspomnienia wróciły . To trasa mojej pierwszej wyprawy rowerowej , tylko w drugą strone . Pięknie , ale brak czasu na wszystko i pesel jakoś dziwnie dokucza .
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piter
Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 1204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Śro 12:50, 08 Sie 2012 Temat postu: |
|
|
Całkiem przyjemna wyprawa Wam wyszła. Gratulacje za hart ducha
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tommy
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek centrum
|
Wysłany: Czw 15:00, 29 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Po rocznej przerwie udało się zorganizować kolejną wyprawę. Mając do dyspozycji krótki urlop zdecydowaliśmy się na kierunek gór stołowych i karkonoszy. Aby w pełni wykorzystać wolny czas na jazdę po górach do Wrocławia pojechaliśmy pociągiem, ale po kolei.
Członkami wyprawy stara grupa sakwiarzy: Darek, Mikołaj, Sławek i ja.
20.05.2014
Decyzja o wykupieniu biletów na trasie Inowrocław - Wrocław pozwoliła nam na małą rozgrzewkę przed docelowym wyzwaniem. Z Włocławka do Inowrocławia ja i Darek wyruszamy około 19:30 (pociąg mamy 1:23). Sławek wyjeżdża troszkę wcześniej, po drodze odwiedza rodzinkę w Kruszwicy. Temperatura rozpieszcza: 24 stopnie C, jazda na krótki rękaw i krótkie spodenki. Przed 23:00 jesteśmy w Inowrocławiu, tu spotykamy się ze Sławkiem i Mikołajem - jesteśmy w komplecie. Ciepło 19 stopni C. W oczekiwaniu na przyjazd pociągu przesłuchujemy zasoby Sławkowego smartfona. Było wesoło. Pociąg przyjeżdża punktualnie. U konduktora dokupujemy czwarty bilet na rower (nigdy w okienku nie sprzedadzą więcej biletów niż jest haków w przedziale dla rowerów - są trzy), konduktor sprzeda bez większych problemów. Bez snu dojeżdżamy do Wrocławia
Dystans: 77 km
Vśr: 26,83 km/h
Czas: 2:45 h
Vmax: 41,29 km/h
Przewyższenia: 263 m
Dystans podjazdów: 12 km
Test Coopera (12min) - 5,75 km
21.05.2014
Pociągiem dojeżdżamy do Wrocławia o 6:17. Już rowerami kierujemy się w stronę Sobótki. Zależy nam na wjechaniu na górę Ślężę (718 mnpm). Dojeżdżamy do Sobótki ostrym tempem. Przed podjazdem na przełęcz pod Wieżycą (280 mnpm) robimy sobie zdjęcia w alei gwiazd polskiego kolarstwa. Ja osobiście robię zdjęcie w towarzystwie pamiątkowej tablicy panów: Lecha Piaseckiego, Czesława Langa i Joahima Halupczoka. Teraz już kilkaset metrów wzniesienia i jesteśmy na przełęczy skąd cudowny widok na Sobótkę i Wrocław. Robimy krótką przerwę i na pieszo zwiedzamy wieżę widokową ma Wieżycy (415 mnpm). Po konsultacji z panią pracującą w schronisku PTTK czarnym szlakiem jedziemy rowerami na górę Ślężę. I tu zaczęły się schody. Szlak miał być rowerowy a okazał się nim tylko na około dwóch kilometrach. Jechaliśmy po bazaltowych kamieniach, błocie i często przez głębokie kałuże. Cały czas wmawiając sobie, że to już końcówka, że zaraz szlak czerwony i góra będzie zdobyta. Jednak szlak czerwony po około godzinie jazdy okazał się downhillowym. W skrócie: roweru pchać się nie da. Jedziemy dalej czarnym szlakiem, prędkość nie przekracza 6 km/h – dbamy o rower. Jeszcze raz podjęliśmy próbę zdobycia góry Ślęży po tym jak dojechaliśmy do drogi która w jej kierunku się wiła. Ujechaliśmy kilka kilometrów i znowu porażka – brak drogi i powrót. Jeszcze tylko próba dojechania do ulicy Armii Krajowej (jest na mapie) ale to znowu okazał się twór nie dla rowerów (przynajmniej naszych) – wracamy na szlak czarny i dalej kierujemy się na przełęcz Tąpadły. Cała próba zdobycia Ślęży zabrała nam cztery godziny a w sumie przejechaliśmy szlakami rowerowymi (?) prawie 16 km. Odpuściliśmy, jedziemy do Łagiewnik. Tu obiad i nabieranie sił. Przez Ząbkowice Śląskie jedziemy na przełęcz Jaworowa (705 mnpm). Osiem kilometrów podjazdu. Podczas zjazdu składamy hołd zmarłemu na tej trasie Marianowi Bublewiczowi.
Na nocleg meldujemy się u Stroniu Śląskim około 22:00. Wystarczy na dziś.
Dystans: 139 km
Vśr: 11,4 km/h
Czas: 12:28 h
Vmax: 49,20 km/h
Przewyższenia: 2271 m
Dystans podjazdów: 46 km
Test Coopera (12min) - 5,57 km
22.05.2014
Ze Stronia wyjeżdżamy około 9:00. Dziś mamy dzień odpoczynku, pozwoliliśmy sobie na dłuższy sen. Od razu czeka na nas wspinaczka na przełęcz puchaczówka (864 mnpm). Wspinamy się na nią w drodze do Bystrzycy Kłodzkiej. Piękne widoki, godne polecenia. Zdjęcia nie oddają otaczającego nas uroku. Podjazd około 9 kilometrów. Dajemy radę. Trochę zjazdu i już jesteśmy na śniadaniu w Bystrzycy. Godzina przerwy i kierunek Polanica Zdrój.
Jeszcze po drodze mijamy sanktuarium Matki Bożej w Wambierzycach i dojeżdżamy do Radkowa. Po drodze spotykamy spora ilość kolarzy trenujących do wyścigu o nazwie ‘pętla radkowska’. Nie mieli by z nami szans ale mamy swoje priorytety. Między innymi pizza w towarzystwie sakwiarza z Czech. Odpoczynek i w końcu ostatni podjazd na dziś. Podjazd drogą stu zakrętów do Karłowa. Meczy noga daje się we znaki. Robimy wspólne zdjęcia na zakręcie śmierci i podjeżdżamy do podnóża Szczelińca Wielkiego (919 mnpm).
Lepszej miejscówki mieć nie mogliśmy – zaraz przy pieszym szlaku na sam szczyt. Po krótkim rozpakowaniu – idziemy na Szczeliniec Wielki. 20 minut i jesteśmy na miejscu. Super widoki, góry piaskowe mają przedziwne kształty, niektóre z nich całkiem wyraźne do kogoś podobne. Przejście przez piekiełko należy do kulminacyjnego punktu naszej pieszej wycieczki. Polecamy.
Dystans: 79 km
Vśr: 17,38 km/h
Czas: 4:12 h
Vmax: 57,34 km/h
Przewyższenia: 1856 m
Dystans podjazdów: 30,33 km
Test Coopera (12min) – 7,56 km
23.05.2014
Wybierając najkrótszą trasę do Karpacza – padło na przejazd przez Czechy, przez Trutnov (415 mnpm).
Jest ciepło i słonecznie – o 7:30 wyjeżdżamy w kierunku Kudowy zdrój. Niewielki podjazd (2 km) a potem długi (9 km) zjazd. Tu zaopatrzenie w wodę i przekraczamy geograficzną granicę z Czechami: Kudowa – Nachod. Do miejscowości Nachod nie wjeżdżamy – szybko odbijamy na prawo i jedziemy do Hronova. Do tej pory nie mieliśmy miłych wspomnień dotyczących szacunku kierowców do rowerzystów. Były klaksony i zajeżdżanie drogi, wyprzedzanie na odległość lusterka. Tym razem szok. Podwójna ciągła, szpaler za nami. Nikt nie wyprzedza na siłę i niezgodnie z przepisami. Kilka lat a robi różnicę. Bezpiecznie przemieszczamy się z Hronova do Rhytne. Co prawda droga dopiero się buduje (objazd nie wchodzi w grę) i musimy jechać po podkładzie pod asfalt ale co to dla nas. Żeby nie było lekko i mało atrakcji to jeszcze mocno pod górę około 6 km. Z Rhytne krajową 14 do Trutnova. Tu szukamy odpowiedniego miejsca na postój i zakupy. Padło na supermarket Albert. Ma renomę i można płacić kartą. Każdy robi zakupy według potrzeb ale bez prezentów dla żonki i dzieci nie miałbym po co wracać do domu. Trutnov to przede wszystkim rynek karkonoski po naszemu rynek ducha gór. Jak się później okaże, będziemy w restauracji o tej samej nazwie zajadać obiad w Karpaczu. Trutnov leży u brzegu rzeki Upa. Bardzo urokliwa rzeka, jej brzegiem będziemy jechać aż na przełęcz okraj. Cały podjazd na przełęcz okraj (1046 mnpm) ma około 28 km. Ma start właśnie w Trutnovie, jego maksymalne nachylenie to 7%. Niby nie wiele, ale jest co podjeżdżać. Zwłaszcza, że temperatura nie sprzyja wysiłkowi: 37,7 stopni C. Chcieliśmy jechać drogą o małym natężeniu – to się zemściło bo po 4 km pod górę musieliśmy zawrócić (droga się skończyła). Pojechaliśmy przez Svoboda nad Upou, Horni Marsov, Horni Mala Upa. Większość aut w Czechach była ozdobiona flagami narodowymi. To był dzień kiedy ich narodowa reprezentacja grała o wejście do finału w MŚ w hokeju. Jak wieczorem wyczytałem, niestety nasi południowi sąsiedzi przegrali 0:3.
W końcu przełęcz zdobyta. Teraz tylko zjazd do Kowar, dojazd do Karpacza i poszukiwanie jedzonka wraz z noclegiem. Zjeżdżamy bardzo ostrożnie, dużo ubytków w jezdni, każdy zakręt z usypanym piaskiem. Mijamy ‘jęzor teściowej’ i jesteśmy na dole. Jako ciekawostkę mogę dodać, że co roku jest organizowany maraton – podjazd na przełęcz Okraj. Corocznym zwycięzcą okazuję się starszy Pan (dziś 66 lat) który podjeżdża rowerem wigry 3. W Karpaczu wybraliśmy drogę która na koniec mocno dała się we znaki. Przez cały Karpacz pod górę. Najpierw ulicą konstytucji 3 maja, później olimpijską na Orlinek. Jak wcześniej wspominałem po drodze na Orlinek pożywienia szukaliśmy „U Ducha Gór” – smaczne było.
Zanim znaleźliśmy nocleg na dobre się rozpadało. Padało całą noc. Trochę się ochłodziło. Luksusowe warunki noclegu za 40zł.
Dystans: 124 km
Vśr: 18,41 km/h
Czas: 6:22 h
Vmax: 58,35 km/h
Przewyższenia: 2677 m
Dystans podjazdów: 45,17 km
Test Coopera (12min) – 7,96 km
24.05.2014
Ostatni dzień wyprawy, nie zrywamy się z łóżek. Mamy na dziś zaplanowane około 60 km do przejechania, trochę do wchodzenia i zwiedzania a pociąg z Jeleniej Góry do Inowrocławia 21:02. Wyjeżdżamy z Karpacza około 9:00. Już sucho po nocnych opadach ale niebo zachmurzone. Wczoraj było widać Śnieżkę dziś już była niedostępna. Jedziemy do Sobieszowa. Po lewej stronie mijamy zbiornik wodny Sosnówka (sztuczny zbiornik wody pitnej). Przystanek w Sobieszowie, docieramy na miejsce otwarcia nowej trasy biegowej dla dzieci. Po konsultacjach pada decyzja o wjechaniu rowerami na zamek Chojnik (627 mnpm). Udaje się nam zostawić sakwy na przechowanie i niczym uczestnicy Skandii Maraton ruszamy żółtym szlakiem na zamek. I na trasach maratonów Skandii trzeba było prowadzić rower to i teraz nie było wstyd. Szlak żółty nie był rowerowym i dobre pół kilometra trzeba było nieść rower. Warto było bo w nagrodę dróżka zrobiła się szutrowa. Docieramy do podnóża zamku – jednak dalej już tylko na pieszo (wysokie schody). Strażnik PTTK (kibic Turowa Zgorzelec), pilnuje nam rowerów. Zamek Chojnik zdobyty. Od 1993 roku odbywa się tutaj coroczny turniej rycerski. Najstarszy odbywa się w Golubiu-Dobrzyniu. W latach pięćdziesiątych, z grupą studentów przybył tu Karol Wojtyła. Upamiętnia to granitowy pomnik. Robimy zdjęcia nie wiele widząc, zaczęło padać i parujący deszcz zasłonił całą możliwą atrakcję podziwiania okolicy. Wracamy do rowerów. Sprowadzamy je kilkaset metrów w dół, w końcu droga nadaję się do jazdy. Dojeżdżamy do Sobieszowa, montujemy sakwy i dalej na Siedlęcin.
W Siedlęcinie zwiedzamy wieżę książęcą. Jedyną zachowaną wieżą mieszkalną w Europie wschodniej a zbudowaną w drugiej dekadzie XIV wieku przez Henryka I jaworskiego. Po zwiedzaniu wieży wzdłuż rzeki Bóbr jedziemy w kierunku „Perły Zachodu”, schroniska malowniczo usytuowanego tuż nad krawędzią stromego urwiska. Mamy szczęście uczestniczyć w ceremonii zaślubin. Szczęście nowej parze!. Po obfitym posiłku i wypoczynku jedziemy w kierunku Jeleniej Góry. Czas stawić się na dworzec w oczekiwaniu na transport powrotny do Inowrocławia.
Pociąg przyjeżdża o czasie. W Inowrocławiu będziemy około 5:19. Czas spać. Tym razem każdy po kilka godzin się zdrzemnął. Służba ochrony kolei pilnowała abyśmy rano trzeźwi ruszyli w drogę do domu.
Dystans: 55 km
Vśr: 14,77 km/h
Czas: 3:35 h
Vmax: 49,39 km/h
Przewyższenia: 1442 m
Dystans podjazdów: 14,69 km
Test Coopera (12min) – 5,16 km
25.05.2014
W Inowrocławiu jesteśmy o 5:19. Ciepło: 15 stopni C. Podjeżdżamy do McDonalda na kawę. Ta energia musi wystarczyć na powrót do domu. Żegnamy się z Mikołajem – on obiera kierunek Toruń, my Włocławek. Mocne tempo – chyba nam już tęskno. W Brzeziu żegnamy Sławka. Na tablicy Włocławek wpadamy razem z Darkiem o 8:30. Miło widzieć mordki żonki i dzieci. Wyprawa dobiegła końca. Jest pomysł na następną ale to dopiero za rok. Pozdrawiam
Dystans: 69 km
Vśr: 23,94 km/h
Czas: 2:51 h
Vmax: 38,34 km/h
Przewyższenia: 188 m
Dystans podjazdów: 8,90 km
Test Coopera (12min) – 5,64 km
Podsumowanie: zebraliśmy 36 zakrętek typu PET, podjechaliśmy łącznie 8697m (pierwszy ośmiotysięcznik zdobyty), długość podjazdów 157,06km – co daje 30% trasy biegła nam pod górę.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
waldez
Dołączył: 23 Maj 2007
Posty: 876
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: we mnie tyle piękna
|
Wysłany: Pią 19:34, 30 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Super. Fajnie się czytało. Jakie plany na przyszły rok?
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tommy
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek centrum
|
Wysłany: Sob 10:52, 31 Maj 2014 Temat postu: |
|
|
Cały czas nie jesteśmy gotowi na Czarnogórę. Tą wisienkę na torcie odstawiliśmy na boczny tor. Będziemy się cieszyć chociaż z wypraw dookoła Polski. Może na przyszły rok pojedziemy szlakiem kamiennych kręgów połączony ze szlakiem bursztynowym. Ale to dopiero za rok.
pozdrawiam
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Piter
Dołączył: 09 Kwi 2006
Posty: 1204
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek
|
Wysłany: Pon 13:01, 09 Cze 2014 Temat postu: |
|
|
Super wyprawa. Tylko pozazdrościć. Było gdzie się zmęczyć i co podziwiać. Bardzo ładnie i konkretnie opisana. Po prostu kopalnia wiedzy na tamte rejony. No ale Tomek to mistrz organizacji. Gratuluję udanego wypadu wszystkim uczestnikom.
|
|
Powrót do góry |
|
|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Tommy
Dołączył: 10 Cze 2007
Posty: 187
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/3 Skąd: Włocławek centrum
|
Wysłany: Pon 23:12, 06 Lis 2017 Temat postu: |
|
|
Nie planowaliśmy żadnej wyprawy. Brak czasu kolegów z poprzednich wypraw, niepewna pogoda i ograniczony budżet nie napawał optymizmem. Liczyłem na spontaniczny pomysł i realizację. Nic takie nie miało w zeszłym roku – może tym razem moc będzie z nami.
Kilka telefonów dnia 20 lipca 2016 roku, naciąganie, proszenie i uzgadnianie. Jedziemy. Było pewne, że z Włocławka rusza ze mną Sławek a w dalszej części drogi dołącza do nas Mikołaj. Ustaliliśmy, że jedziemy do Piasków na Mierzeje Wiślaną. Pierwszy nocleg – okolice Zbiczna.
Włocławek – Ciche
Dnia 21 lipca razem ze Sławkiem ruszamy spod mojego domu w kierunku Lipna. Co prawda mieliśmy wyjechać wcześnie rano a z tego zrobiła się 9:15 ale ważne, że nowej wyprawy rowerowej nadszedł czas. W tym miejscu standardowy zapis: a jakby inaczej, wiatr czołowy. Nie ma żadnego usprawiedliwienia na moje nie jeżdżenie, brak treningów daje się we znaki. Po drodze dołącza się do nas dziadek z wnuczkiem, uff trochę odpoczynku. Zdecydowanie wolniejsze tempo pozwala mi wciągnąć język. Dobrze, że Sławek zawsze jest w formie i oprócz stawiania dla mnie ściany prowadzi sobie miłą pogawędkę. Kulturalnie dajemy pojechać naszym nowym znajomym z przodu. Dzięki wielkie. Do Brodnicy dojeżdżam na oparach ale po co są obiady. Pizza, relaks na rynku, kilka rund dla fotoreporterów i można odpocząć. Jest czas na przycumowanie do ściany z kartą Mastercard. Dzwoni Mikołaj: wyszedł z pracy. W ciągu godziny się zbierze i wyruszy z Torunia do Zbiczna.
No dobra, dosyć odpoczynku. Wsiadamy i obieramy kierunek Zbiczno. Nie ma co płakać - zostało około 25km. Wyjeżdżając z Brodnicy mijamy po lewej stronie szpital. Niespełna rok temu mój Tata tutaj zmarł – „Pamięć nie Umiera”. Ścieżką rowerową dojeżdżamy do Ciche, jest godzina 16:00. Zakwaterowanie mieliśmy umówione dzień wcześniej. Agroturystyka Sikorscy – Ciche 67. Polecam. Koszt noclegu 35zł a ze śniadaniem 50zł. Nie mogłem się nadziwić widokom. Istny zwierzyniec: owce, barany, osły, lama, kury, króliki, świnia wietnamska, kozy i krowa. Z tą krową to dziwna historia. One nie umie jeść trawy inaczej jak ściętej i podanej na platformie ciągnika, przecież po co się schylać i męczyć.
Rozpakujemy się, kąpiel i ruszamy naprzeciw Mikołajowi. W Zbicznie kolejna porcja odżywki – kolejna pizza a Mikołaja jak nie było tak nie ma. W końcu dociera – jest 20:00. Wracamy do Agroturystyki. Ciepło i bez deszczu, biesiadujemy przed domem. Dołącza do nas małżeństwo z Warszawy. Pan, kibic Legii. Mile spędzone dwie godziny, gdy się ściemniło pożegnaliśmy się i poszliśmy spać.
Distance: 113,16km
Time: 5:44:17
Średnia Prędkość: 19,72km/h
Max Prędkość: 45,33km/h
Climb: 811m
Wiatr: 8 m/s N
22 lipca 2016 (piątek)
Ciche – Rybina
Noc przyniosła małą ilość snu. Hałas stada muchy zakłócał normalność. O 5:10 już na nogach. Ze spokojem się szykujemy. Na śniadanie dostajemy jajecznicę – pychota. Jeszcze tylko pamiątkowe zdjęcie – robi je Pan z Warszawy i wyjeżdżamy. Jest godzina 8:30. We trójkę jedziemy do najbliższego sklepu. Tutaj niestety się rozstajemy. Sławek wraca do domu. I tak wielkie dzięki, że w obliczu ogromu obowiązków chociaż na jeden dzień wyrwał się od rzeczywistości. Wracał przez Brodnicę – tam miał się spotkać z Rafałem, który zaoferował się z zawiezieniem go autem do domu. A my, no cóż, obraliśmy kierunek Prabut, znowu jedziemy tylko we dwóch. Mikołaj dzielnie znosi moje słabe tempo. Jest pełne zachmurzenie, tylko 18 stopni C. jakość asfaltu nie rozpieszcza. Dobrze, że zdecydowano się na tym odcinku na remont. Szkoda, że nie uprzedziliśmy ich wcześniej o naszej wizycie w tych stronach. W Prabutach drugie śniadanie, jest tylko zimniej – ubieramy się w bluzy. Wiatr nie słabnie i nadal wieje północny. Teraz kolejna cegiełka utrudnień – deszcz. Przejeżdżamy przez Sztum, nie decydujemy się tutaj na obiad. Liczymy, że Malbork będzie dla nas bardziej gościnny i będzie gdzie się wysuszyć. Zatrzymujemy się w pizzerni Castello. Rok wcześniej w tym samym miejscu jedliśmy z rodzinką gdy wracaliśmy z nad morza. Miło było wspomnieć. Zamawiamy pizzę a na dworze ulewa. Decydujemy się na nocleg w bram zamku krzyżackiego. Ale kto by pomyślał, że w Malborku od kilku tygodni nie ma wolnych miejsc. Inscenizacja bitwy ściąga co roku rzeszę sympatyków białej broni. Na booking’u sprawdzamy wolne miejsca w Nowym Dworze Gdańskim. Dzwonimy i rezerwujemy pokój dwuosobowy w Willi Joker. Teraz już tylko tam dojechać. To daje nam jakieś 45 km jazdy w deszczu i jak się okazało, nie ostatnie. Wolny pokój dwuosobowy nie jest już wolny. Został zarezerwowany dwie godziny wcześniej na booking’u ale podobno nie przez nas. Nie kłócimy się, opuszczamy to przekłamane miasto i jedziemy do Stegny. Kolejna zmiana celu dzisiejszej jazdy. Przypomnę, deszcz nie odpuszcza. Uzupełniamy zapas wody przy wjeździe do Rybiny. I szczęście jest po naszej stronie. Naprzeciw reklama Agroturystyki „Pokoje nad Rzeką”. Pokoje nad rzeką były wolne. Jeden czekał na nas. Rybina leży nad Szkarpawą. O tutaj znajduje się obrotowy most. Cena za pokój 35zł. Idziemy na obiad do pobliskiej restauracji. Zamawiamy pomidorówkę – w telewizji szok, zamach w Monachium w centrum handlowym. Wracamy do pokoju, czas odpocząć.
Distance: 134,41km
Time: 6:03:14
Średnia Prędkość: 22,73km/h
Max Prędkość 42,64km/h
Climb: 613m
23 lipca (sobota)
Rybina – Piaski
Nie musieliśmy się zrywać wcześnie rano. Do Piasków zostało nam około 40km. Śniadanie jemy na tarasie, Mikołaj karmi koty. Niebo zachmurzone – prognozy mało obiecujące. O 9:00 wyjechaliśmy. Mikołaj zna te tereny, przynajmniej dwa razy do roku jeździ do Piasków. Prowadzi nas skrótem przez Rybinkę. W Piaskach mamy zarezerwowany pokój u Pana Sławka. Docieramy na miejsce bez przystanków. Odcinek Krynica Morska – Piaski to jedna wielka łata asfaltowa. Na naszych oczach samochód zgubił bagażnik samochodowy mocowany na hak holowniczy. Państwo jechali z Torunia i na 3 km przed Piaskami taki pech. Smutna rzeczywistość nadmorskim dróg.
Cena za pokój na jedną noc 50zł i to po znajomości. Rekompensata – promienie słońca powoli się przebijają. Idziemy na plażę, chcemy dojść do granicy Unii Europejskiej. Słońce przypala a my na wschód. Stajemy oko w oko z granicą Polska/ Rosja (obwód Kaliningradzki), Unia Europejska/Rosja oraz NATO/Rosja. Trochę się tych granic nazbierało w jednym miejscu.
Cisza, spokój, nic się nie dzieje, rejs 2. Brak ludzi, szeroka plaża i ten piasek. Dźwięk każdego kroku jaki się unosił ponad spokojne fale Bałtyku – niezapomniane wrażenie. Gdyby noga podróżników najpierw stanęła na tutejszej plaży a nie na plaży Dueodde na Bornholnie to klepsydry byłyby wypełniane polskim piaskiem. A tak Piaski słyną z dziewiczych terenów Mierzei Wiślanej gdzie rządzi natura. Ostatnia migracja z tytułu ruchomych piasków miała miejsce w 1825 roku. Wracamy, słońce rozdaje UVB a my je chłoniemy. Będzie z tego pożywka w formie VitD.
Wieczorem odwiedzamy poleconą kawiarnię pod piaskami. Furorę robi ciasto szafranowe. Zajadamy je na tarasie skąd rozpościera się przepiękny widok na Frombork.
Distance: 39,12km
Time: 1:40:01
Średnia Prędkość: 23,46km/h
Max Prędkość: 41,29km/h
Climb: 142m
24 lipca 2017 (niedziela)
Piaski – Gdańsk (dworzec główny)
Wstajemy o 5:50. Szybkie i tanie śniadanie, bułki z serdelkami. Jedziemy do Gdańska drogą 501. Zamierzamy z Gdańska wracać do Włocławka pociągiem. IC o godzinie 13:34. Wyjeżdżamy z Piasków w akompaniamencie mżawki. Ponownie po wertepach, istny koniec świata. Do Mikoszewa docieramy po dwóch i pół godzinach jazdy. Czekamy na prom. Kupuje prezenty dla rodzinki. Tym razem są to breloki z postaciami z kreskówek czasów naszej młodości. Dla Agaty: Krecik, dla Karola: Karramba, dla żonki: Wilk z bajki: Czekaj, Ja Ci pokażę! – która była realizowana przez 37lat.
Odpływamy. Na drugim brzegu jesteśmy po 5 minutach. Uruchamiamy nawigację. Nie było łatwo, inwestycję drogowe trochę oszukują GPS. Błądzimy ale i tak jesteśmy przed czasem. Biletów na pociąg oczywiście już nie ma. Doświadczenie uczy by teraz cierpliwie czekać na pociąg a gdy podjedzie poprosić konduktora o sprzedaż biletów. To zawsze działa. Tym razem nie było inaczej z tą małą różnicą, podjechał nówka pociąg z PESA. Piękny, czysty, wygłuszony ale tylko z dwoma hakami na rowery. Trochę nie doszacowali naszych potrzeb. Pakujemy się. Mikołaj z rowerem w przejściu przy WC, ja w łączniku wagonów. Każdy odwiedzający toaletę musiał się przeciskać między nami i naszymi rowerami. Niestety, w tak nowoczesnym pociągu nie działał slogan: „WC nie sprawne”. Dziś to zacne miejsce z papierem, suszarką na fotokomórkę, nawet klimatyzacja działa. Pociąg rozpędził się do 154km/h. Chwila moment i docieramy do Torunia. Mikołaj wysiada ja pół godziny później we Włocławku. Na peronie wita mnie słońce, teraz wiem gdzie się chowało przez ten cały czas.
Distance: 73,19km
Time: 3:14:08
Średnia Prędkość: 23,71km/h
Max Prędkość: 35,01km/h
Climb: 166
opis wyprawy z zeszłego roku i dopiero teraz ten wpis. ważne że zostało zapisane. w tym roku odbyła się kolejna wyprawa ale jeszcze jej nie spisałem.
poczekamy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2005 phpBB Group
|